26 maja 2015

Make up #2 - trochę słońca


     Miałam dać wpis z nowymi zdjęciami od Tomka Macury - ci, co śledzą fanpage wiedzą o jaką serię mi chodzi, ale niestety Tomek postanowił wstrzymać publikację niektórych prac i .... i teraz pisać o nich nie będę ;) Alee.... Nie zostawię Was tak bez niczego, więc dziś znów będzie pitu-pitu o makijażu. Ostatni makijaż wzbudził wielkie zainteresowanie i dzięki niemu otrzymałam przyjemny zestaw kosmetyków z firmy Glazel :) Serdecznie Panie Robercie dziękuję ;) Z racji, że chciałam je wypróbować, wykombinowałam makijaż - bazujący na delikatnych, opalonych odcieniach. Obiecałam dziewczynom z pewnej ciekawej grupy wizażowej, na której wczoraj zamieściłam makijaż, że go ładnie opiszę. A że słowa lubię dotrzymywać, to zaczynamy :)
     Jak już wiecie z mojego poprzedniego opisu makijażu zawsze zaczynam od oka, żeby kruszące się cienie nie brudziły podkładu i żeby łatwej było je zmyć. Najpierw zrobiłam łuk brwiowy - tradycyjnie kredka "Brow Satin" z Maybelline + "Eyebrowset" z Catrice. Następnie na całą górną powiekę nałożyłam bazę a na nią cień z  Catrice w odcieniu 860 (taki jasny szampan) - wklepałam go paluszkiem, żeby był intensywniejszy. Przeszłam do cieniowania oka, zaznaczając zewnętrzny kącik matowym brązem z firmy Glazel (nie mam niestety numerków, więc zdjęcia cieni znajdziecie na dole). Matowy brąz roztarłam ku górze ... bronzerem z Astora "Skin Match 4Ever Bronzer" odcień 002 Brunette. Ma on ciepłe odcienie, więc idealnie ocieplił chłód ciemnego cienia na powiece. Czegoś mi wciąż brakowało, więc na środku powieki użyłam metalicznego, wypiekanego cienia z firmy Glazel wymieszanego z ni to pomarańczem ni czerwienią z paletki 88P (dołączę zdjęcie na dole z zaznaczonymi cieniami jakie użyłam do tego makijażu). Standardowo pod łuk brwiowy użyłam cienia "'Bow" z palety Sleeka "Oh so special" i delikatnie musnęłam tym samym jasnym cieniem z Catrice, który rozprowadziłam na całe powiece na początku. I tak oto górna powieka została PRAWIE skończona ;) Nie obyło się bez kreski. Jako, że jestem wierną fanką duraline użyłam tego produktu razem z cieniem "Noir" również z palety "Oh so special". Czas na dolną powiekę... Jako, że ostatnio Hebe miało - 40% na różne marki... to nie mogłam oprzeć się turkusowej, delikatnie metalicznej kredce z Bourjois (54 bleu clinquant). Zrobiłam kreskę (cudna, miękka kredka, uwielbiam ich kredki, są niesamowite!). Roztarłam ją cieniami z paletki 88P (jak wspomniałam wcześniej - wszystko macie na dole). Przy zewnętrznym kąciku użyłam ciemniejszego niebieskiego a przy wewnętrznym jasnego, metalicznego turkusu... W sumie to może nawet bardziej miętowy był ;) Na koniec rzęsy... Moje zboczenie - uwielbiam firankę rzęs a więc użyłam mojego ulubieńca od zawsze na zawsze Maybelline Colossal. Z racji, że mam długie i gęste rzęsy a to jest makijaż bardziej dzienny - maskarą pociągnęłam raz i wystarczy by "firanki" były zaznaczone (i odbite oczywiście na powiece :P ).
     Przechodzimy do twarzy - i tu postanowiłam się pobawić ;) Najpierw użyłam pod oczy i przy płatkach nosa (bo mam tam czerwone) korektora z Glazel'a (Camouflage Perfect skin). Wklepałam go delikatnie palcami i następnie użyłam podkładu z Bourjois Healthy mix w odcieniu 54. Ciepły beż idealnie nadaje skórze zdrowego blasku. Całość przypudrowałam sypkim pudrem z Manhattanu (Soft Mat Loose Powder nr 2 beige). Z racji, że po tym podkładzie z Bourjois twarz się mi nieco świeci - przypudrowałam całą buźkę (często używam pudru tylko na strefę "T"). No i konturowanie, które wciąż ćwiczę, ale kochane kobietki z grupy wizażu doceniły tą część makijażu ;) Standardowo zaczęłam od brązu z Astora (o którym pisałam przy cieniowaniu oka). Pod kościami policzkowymi, przy linii włosów i delikatnie pociągnięcie przy żuchwie. Następnie rozświetlacz, który koleżanki polecały z Wibo (fakt, jest dobry, ale już mi się pokruszył i musiałam go ratować). Więc na środek czółka, po lini noska, na szczycie kości policzkowych i oczywiście Kupidynek ;) Granice pomiędzy brązem a rozświetlaczem na policzkach delikatnie roztarłam różem z Catrice w odcieniu 070 "Pinkerbell". No i tyle :)
     A usta? Z racji, że to był makijaż "na szybko" przed wyjazdem na małą, niedzielną wycieczkę to machnęłam je na szybko pomadką z Maybelline w odcieniu 910 "Shocking coral". Sama nazwa mówi, że jest to taki przyjemny w odbiorze koral. Mi osobiście bardzo pasuje a przy tym nie wysusza ust, ale też nie błyszczy jakoś kosmicznie.
     Tyle z makijażu... :)  Co ważne - ostatnio W KOŃCU dorobiłam się na kuferek, który wczoraj sobie sprezentowałam. Nie jestem profesjonalistką, ale czasami zdarza mi się malować i wolę by wszystko miało ręce i nogi :) Zdjęcia kufra poniżej (może nie Chanel i Mac, ale mnie osobiście zadowala).
1. Makijaż 


2. Cienie z Glazel


3. Cienie z palety 88P, które użyłam do tego makijażu


4. Kuferek zamknięty i otwarty (jeszcze uporządkowany)


1 komentarz:

Archiwum bloga

Nie możesz znaleźć? Pomogę ;)