Kolejna odsłona jednej z serii z
Lawendowego Zakątka. Wykonana po wyczerpującym dniu na wydmach z Bartkiem i Norbertem, gdzie moje nogi odmawiały posłuszeństwa... Po powrocie skryłam się na moment w pokoju, pod kołderką, w ukochanych ramionach i nagle z dołu już wołała mnie Iwona. Co umówione to święte - a więc biegiem się przywitałam i byłam gotowa do pracy. Szybkie poprawki makijażu i można było działać.
Sama sesja trwała zalewie 20 minut. Tło, surowy stół, siekiera i ja po jednej stronie a po drugiej Iwona i jej wielki aparat. A po każdym kliknięciu magiczne 2 minuty na odczekanie aż polaroid "dojdzie" do siebie i pokaże nam od razu efekty ;) Było przezabawnie, ale i miło. Zdjęcia są trzy ;)
Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz